“Stowo Polskie “ August 2, 1999 

Historie niezwkłe  

Sprzedawał we Wrocławiu ludzkie mięso. Mówił, że to wieprzowina.

Kanibal z Ziębic

Karl Denke, pobożny, spokojny, ogólnie szanowany mieskanjec Ziębic, okazał slę kanibalem, który zabił 40 osób. Zapeklował je do słoików I sprzedawał we wrocławskich halach targowych jako… wiepzowinkę. Wszystko wyszło dopiero na ja na Boże Narodzenie 1924 r. W ziębickim Muzeum Sprzętu Gospodarstwa Domowego uznali, że to całkiem apetyczna historia I poświęcili my kącik. Na stole leżą m.in. pokrwawione noże I siekiery, a do blatu przymocowana jest maszynka do mięsa.

Historię ziębickiego ludożercy przypomniała w tym roku Lycyna Biały, kustosz działustarodruków Biblioteki Uniwersytetu Wrocławskiego na Piasku. Natrafiła na nią przypadkiem, przygotowując katalog prasy śląskiej. Przedstawiła ją w Ziębicach podczas sesji naukowej. Tytuł referatu brzmiał “Casus Denke – ziębicki kanibal”.

Pierwszy wzmiankę o ziębickim ludożercy zamieścił ząbkowicko-ziębicki dziennik “Frankenstein – Münsterberger Zeitung” (dla mniej zorientowanych podam, że Frankenstein to przedwojenna nazwa Ząbkowic Ślaskich). Informacja ukazała się 25 grudnia 1924 roku. Szerszą relację przyniosła ziębicka gazeta ukazująca się trzy razy w tyodniu  “Münsterberger Zeitung”. Wynikało z niej, że człowiek, który

na pogrzebach parafii ewangelickiej nosił krzyż

okazywał pomoc żebrakom i ludziom potrzebującym, jest potworem. Trudno w to uwierzyć, a jednak...

Karl Denke urodził się 12 sierpnia 1870 ruku. Rodzina była dość zamożna, zajmowała się rolnictwem. Karl był trudnym dziekiem. Uciekł w świat mając zaledwie 12 lat. Kiedy ukończył szkołę powszechną zaczął terminować u ogrodnika. Na swoje poszedł w wieku 25 lat. Umarł mu wówczas ojciec, gospodarkę objął jego starszy brat, on zaś pieniądze ze spłaty ojcowizny zainwestował w ziemię. Gospodarowanie szło mu jednak słabo więc ją sprzedał. Kupił sobie domek przy obecnej ulicy Stawowej w Ziębibach. Niestety, posiadane przeneń pieniądze zeżarła szalejąca wówczas inflacja. Musiał sprzedać swój dom, ale się z niego nie wyprowadził. Dalej zajmował mieszkanko na parterze po prawej stronie. I szopę koło domu.

Była niedziela, 21 grudnia 1924 roku, gdy

na policję wparował zakrwawlony mężczyzna

Na wszystkie świętości zarzekał się, że to sprawka Denkego. Policja nie dowierzała, bo cóż mógł uczynić biedny, poczciwy Karl, cieszący się w ośmiotysięcznych Ziębicach nieposzlakowaną opinią, jakiemuś żebrakowi, którym był ów zalany krwią nieszczęśnik. Jednak Vincenz Olivier zeznań nie zmieniał. Denke trafił do aresztu. Tego samego dnia późnym wieczorem, gdy strażnik zajrzał do jego celi, już nie żyl. Powiesił się. Jakże musiał być zdesperowany, skoro uczynił to przy pomocy... chustki do nosa.

Gdy ciało wydano już rodzinie, policja udała się do jego domu. Była wigilia 1924 roku. Wesoły dzień, w którym narodził się Pan wszechświata. Ale w 1924 roku wigilia narodzenia pańskiego była smutna. Szalał kryzys, pieniądze traciły z dnia na dzień na wartości, zwykłej rodzinie niełatwo było kupić coś porządnego na stól. Policji nie było do śmiechu w dwójnasób. To, co zobaczyli w szopie Denkego, mogło wyprowadzić z równowagi nawet najdłużej pracującegi w swym fachu stróża prawa, który wiele widział.

W szafach wisiało wiele pokrwawlonych ubrań

w tym jedna spódnica. Na parapecie leżały różnego rodzaju dokumenty ludzi, którzy wyszli z więzień lub szpitali. Odkryto naczynia z zapeklowanym mięsem (analiza laboratoryjna wkyazała szybko, że było pochodzenia ludzkiego), kości ludzkie przygotowane do obróbki termalnej, przyrządy do wyrabiania paski, rzemyki i inne wroby z ludzkiej skóry. Okazało się, że Denke przerabiał nawet ludzkie włosy. Wykonywał z nich sznurowadła. Sprzedawał to wszystko w handlu obnośnym, na co miał zezwolenie władz. Mięsem, za zgodą wrocławskich rzeźników, handlował we Wrocławiu. Był czas kryzysu i każdy gram mięsa znajdował nabywcę...

Policji udało się ustalić nazwiska 20 ofiar kanibala z Ziębic. Przypuszcza się jednak, że zapeklował w swej manufakturze około 40 obywateli.

W Ziębicach miejscowy ludojad ma na razie tylko kącik w muzeum. Jednak niewykluczone, że poświęcona zostanie mu większa ekspozycja. Ostatecznie nie każde miasteczko może poszczycić się własnym kanibalem.

map

 Pokrwawaione noże i siekiery, czyli... fragment wystawy.

Fot. Marek Perzyński